Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wielka Wyspa
Hala Stulecia - miłość, zdrada i największe organy świata

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
- To największa świecka świątynia Europy – tak w 1913 roku opisywały niemieckie gazety wybudowaną właśnie Halę Stulecia w Breslau. Nie było w tym wcale przesady – hala od początku przypominała wielką katedrę, ale o jej "świątynnym" charakterze zdecydowały największe na świecie... organy.
Hala Stulecia - miłość, zdrada i największe organy świata
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Hala Stulecia - miłość, zdrada i największe organy świata
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Hala Stulecia - miłość, zdrada i największe organy świata
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.Hala Stulecia - miłość, zdrada i największe organy świata
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

Wielka Wyspa może poszczycić się mnóstwem wyjątkowych miejsc, zdarzeń i budowli - wszystko to decyduje o specyfice naszego zakątka Wrocławia. W naszej gazecie staramy się przybliżać i opisywać wszystkie te rzeczy uświadamiając mieszkańcom w jak niezwykłym miejscu żyją. Tym razem od zapomnienia chcemy ocalić historię, którą zna niewiele osób. Będzie to opowieść o największych na świecie organach, o niezwykłym koncercie, miłości oraz zdradzie.

Brzmienie potęgi

W 1913 roku obchodzono setną rocznicę wydania we Wrocławiu przez Fryderyka Wilhelma III odezwy wzywającej do powszechnego oporu przeciwko Napoleonowi. Rocznicę postanowiono uczcić imprezą prezentującą historię i gospodarczy dorobek Śląska – zaplanowano z tej okazji wielką Wystawę Stulecia. Na terenie wygospodarowanym w okolicy Parku Szczytnickiego powstała monumentalna budowla według projektu Maxa Berga – Hala Stulecia. Jak przystało na tak niecodzienny obiekt – również jego wystrój musiał być wyjątkowy. Zamontowano więc w hali największe na świecie organy. Wykonała je firma Sauer z Frankfurtu nad Odrą, która istnieje do dziś. Instrument posiadał 200 rejestrów (w 1937 rozbudowano go do 222 rejestrów), liczył 16 706 piszczałek, rozdzielonych na pięć manuałów i pedałów. Nie było wówczas nigdzie większego instrumentu organowego. Jako pierwszy zagrał na nich prof. Karl Straube z Lipska. Wykonał utwór napisany specjalnie na te organy przez Maxa Regera.

W okresie walk o Festung Breslau obszar Wielkiej Wyspy nie został zniszczony. Bomby ominęły również Halę Stulecia, a znajdujące się w niej organy były nienaruszone. Kilka lat później instrument został zdewastowany i rozkradziony przez szabrowników, jednak zanim do tego doszło miał szansę rozbrzmieć ostatni raz – w zadziwiających okolicznościach jakie niosły ze sobą realia powojennego Wrocławia.

Przyjaźń niemiecko - radziecka

- Tę historię zna niewiele osób, bo w późniejszych latach raczej jej nie nagłaśniano, świadczyła bowiem o dość specyficznych relacjach i układach panujących w mieście w pierwszych miesiącach po ustaniu działań wojennych – opowiada Walerian Michałowski, mieszkaniec Biskupina. - Miałem wtedy kilka lat i niewiele pamiętam z tego okresu, historię usłyszałem dopiero pod koniec lat 50-tych od jednego z radzieckich żołnierzy, którzy przebywali wtedy jeszcze we Wrocławiu. To był adiutant komendanta Wrocławia.

Pod koniec maja 1945 roku Wrocław wyglądał jak jedna wielka krwawiąca rana. Południowe i zachodnie dzielnice były albo zrównane z ziemią, albo straszyły kikutami ruin. Gdy jednak wjeżdżało się na teren Wielkiej Wyspy – zaczynał się inny świat. Niezniszczone wille otaczały kwitnące właśnie drzewa. W wielu domach mieszkały nadal niemieckie rodziny. Do sierpnia 1945 roku na Wielkiej Wyspie było jeszcze spokojnie. Dopiero po kilku miesiącach, wraz ze transportami osadników ze wschodu obszar ten zaczął robić się niebezpieczny. Grasowało coraz więcej band, szabrowników. Morderstwa i gwałty były na porządku dziennym. Ale nie wczesnym latem.

Był to też bardzo dziwny okres w historii Wrocławia. Armia Czerwona zajęła miasto, w którym pozostało jednak sporo Niemców. Wszyscy oczywiście podlegali radzieckiemu zarządowi, mieli również podporządkować się tworzonej właśnie polskiej administracji. Jednak w praktyce było inaczej. Niemcy zdołali sobie zaskarbić przychylność Rosjan, którzy wręcz... opiekowali się całymi rodzinami. Najbardziej spektakularnym przykładem "porozumienia" niemiecko – rosyjskiego był incydent, do którego doszło zaledwie kilka tygodni od wyzwolenia miasta. Wtedy to pierwszy powojenny prezydent Wrocławia został spoliczkowany przez radzieckiego komendanta za to, że poskarżył się na samowolę żołnierzy Armii Czerwonej i sprzyjanie niemieckim mieszkańcom miasta.

Szpieg Wundlich

Rosjanie patrzyli na Niemców pobłażliwym okiem, a niektórych z nich traktowali ze szczególnymi względami. Dotyczyło to miedzy innymi niemieckiego oficera SS - Karla Wundlicha. W jego przypadku sytuacja była szczególna – mimo całej przyjaźni niemiecko rosyjskiej – żołnierze radzieccy traktowali SS-manów z wyjątkowym okrucieństwem. Formacje SS były bowiem znienawidzone przez Rosjan, za pacyfikacje i dokonywanie masowych mordów na terenach okupowanych. Karl Wundlich został jednak otoczony szczególną ochroną – i to przez jedną z najważniejszych instytucji w ówczesnym Związku Radzieckim – GRU, czyli organizację wywiadowczą. Wundlich był SS-manem, który pod koniec 1944 roku zdradził III Rzeszę i stał się agentem informującym Rosjan o działaniach na terenie Dolnego Śląska. O szczegółach jego działalności nie wiadomo zbyt wiele, można jednak wysnuć pewne przypuszczenia. SS-man stacjonował w 1944 roku najpierw w Książu, a od marca 1945 roku na Zamku Czocha. Z dostępnych dokumentów historycznych wynika, że w Książu prowadzono badania i prace nad skonstruowaniem niemieckiej bomby atomowej. W każdym razie wywiady niemal wszystkich państw walczących z faszyzmem były o tym przekonane. Posiadanie w tym miejscu jakiegokolwiek informatora było pod koniec wojny sprawą priorytetową. W Zamku Czocha, gdzie pod koniec wojny trafił Wundlich, znajdował się przez kilka miesięcy aparat deszyfrujący, dzięki któremu Niemcy mogli odczytać rosyjskie depesze nadawane przez... agentów Związku Radzieckiego. Jaki to ma związek z bombą atomową? Agenci rosyjscy byli umieszczeni w Los Alamos, w najbliższym otoczeniu Oppenheimera, który tworzył właśnie bombę atomową. A więc to czego dowiadywali się radzieccy szpiedzy, wiedzieli również niemieccy naukowcy. Niemcom nie udało się ukończyć prac nad bombą, a przyczynić się miał do tego między innymi Wundlich, który przekazywał informacje Rosjanom. W zamian zażądał po wojnie nietykalności i możliwości wyjazdu do Szwajcarii. Po zajęciu Zamku Czocha trafił do radzieckiego więzienia, gdy okazało się, że to on był szpiegiem o kryptonimie Wolf – został przeniesiony do Wrocławia i trafił pod opiekę komendanta Liapunowa. To był początek jego tragedii.

więcej w najnowszym magazynie Oto Wielka Wyspa


RW



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl