- Wczoraj wezwaliśmy strażaków, bo zauważyliśmy, że w okolicy naszego przedszkola pojawiły się osy - powiedziała jedna z przedszkolanek, pracująca w "Leśnym Ludku" przy ul. Różyckiego.
- Próbowały założyć gniazdo. W trosce o dzieci zawiadomiliśmy straż pożarną. Zawsze bowiem bierzemy pod uwagę ich bezpieczeństwo i możliwość wystąpienia alergii na ukąszenia owadów. Czułabym się nieswojo, gdyby dzieci bawiły się na dworze pod gniazdem os - dodaje.
Decyzją prezydenta miasta strażacy mają wyjeżdżać do wezwań w sprawie gniazd os i szerszeni i otrzymują rekompensacja za te wyjazdy. W całej Polsce tylko Wrocław prowadzi taką politykę - w pozostałej części zgłaszający są odsyłani do firm specjalizujących się w likwidacji gniazd niebezpiecznych owadów.
- Na bezpieczeństwie nie wolno oszczędzać. Ukąszenia szerszeni i os są realnym zagrożeniem dla zdrowia, a nawet życia – mówi wiceprezydent Wrocławia Wojciech Adamski. – Nie mogliśmy tego tak zostawić. Szacuję, że będzie to kosztować miasto do około stu tysięcy złotych. To niewielka cena za poczucie bezpieczeństwa mieszkańców – dodaje wiceprezydent.
Podobnie było i w czwartkowym przypadku na Wielkiej Wyspie.
- Gdy przyjeżdżamy na miejsce, sprawdzamy czy owady stworzyły już kokon czy są to pojedyncze sztuki - powiedział Remigiusz Adamańczyk, rzecznik prasowy Komendanta Miejskiego PSP we Wrocławiu. - Na początku owady usypiamy za pomocą specjalnych środków, by były mniej agresywne. Następnie kokon przekładamy do worka lub kartonu i odjeżdżamy. Potem zostawiamy je w lesie czy w głębi parku.
Strażacy przy okazji akcji są ubrani w specjalne skafandry z siatką na twarz, przypominające te, którymi dysponują pszczelarze.