
Ową skałę osadową znano i wykorzystywano już od trzeciego wieku przed narodzeniem Chrystusa po czasy nam współczesne. Wytapiano z niej surowe, mocno zanieczyszczone żelazo. Proces pozyskiwania odbywał się przez wieki w prymitywnych piecach, zwanych w Polsce dymarkami.
Najprawdopodobniej pierwsze wzmianki o dawnych kuźnicach, funkcjonujących na ziemi bolesławieckiej, zamieszczono w dwóch dokumentach – pergaminie potwierdzającym kupno okolicznej puszczy przez właścicieli Kliczkowa, Rechenbergów, sporządzonym w roku 1393 – oraz liście lennym z 13 grudnia 1590 roku, wystawionym w dominium osiecznickim.
Obydwa te pisma dotyczą niewielkiej wsi Bronowiec, ulokowanej nad brzegami rzeki Czerna Wielka. Założycielami owej osady byli węglarze, wypalający w specjalnych kopcach węgiel drzewny i kuźnicy. Ludzie ci reprezentowali w większości typ pozytywnych twardzieli, przyzwyczajonych do ciężkiej pracy i życia w samotności.
W ich dymarkach powstawał produkt mocno zanieczyszczony, dość kruchy i wymagający dalszej obróbki. Wielokrotnie go przekuwając otrzymywali ostatecznie surowiec, nadający się do produkcji żelaznych przedmiotów, potrzebnych w gospodarstwach. Z czasem proces mechanicznego oczyszczania surówki udoskonalono, zastępując siłę ludzkich mięśni młotami, napędzanymi energią płynącej wody, której dostarczała Kwisa i Czerna Wielka.
Specjalnym uznaniem cieszyli się kowale-specjaliści, umiejący produkować gwoździe. Zwano ich gwoździarzami. Na ręcznych wyciągarkach, wyposażonych w płytki z otworami o coraz mniejszych średnicach, wytwarzali najpierw drut odpowiedniej grubości, następnie cięli go na odcinki, a te z jednej strony zakuwali zaś z drugiej ostrzyli. Zapewne potrafili wykonywać także ćwieki o przekroju kwadratowym, wielokrotnie bowiem takie znajdywano w próchniejących resztkach drewnianych konstrukcji dawnych leśnych zagród.
Istnienie nawet mniej wyspecjalizowanego zakładu kowalskiego, gdzie głównie podkuwano konie i naprawiano uszkodzony sprzęt rolniczy, stanowiło dla wsi duże udogodnienie. Prowadzący je rzemieślnicy potrafili też na zamówienie wykonywać wszelakie klamry, okucia, lemiesze pługów, zawiasy i skoble. Od wczesnego średniowiecza prowadzili więc ku zadowoleniu chłopów swoje warsztaty w wielu miejscowościach.
W piętnastym wieku posiadaczem jednej z pierwszych kuźnic na terenie dawnego powiatu był nieznany bliżej mistrz o imieniu Mikołaj. Hamernia ta padła jednak ofiarą rabusiów, a jej wystraszony właściciel - ratując niechybnie życie - uciekł aż do Pieńska.
Nazwiska dawnych, uznanych wiejskich fachowców zostały utrwalone nie tylko poprzez ustne przekazy, ale także wzmianki zamieszczane w różnych dokumentach z epoki. Nie zawsze odnosiły się one merytorycznie tylko do owego, rzetelnie wykonywanego, ciężkiego i szlachetnego zawodu.
Przykładem tego był kowal z Ołoboku, który pracował w tej wsi około roku 1502. Nazywał się Asmann. Od swojej działalności musiał odprowadzać regularnie czynsz do Zgorzelca, płacąc radzie miasta osiem groszy.
Oskarżono go o kłusownictwo w dobrach, należących do tegoż grodu, którego majętność przecież rzetelnie powiększał swoimi podatkami. Przedstawiciele zgorzeleckich władz chcieli go schwytać i surowo ukarać. Najprawdopodobniej plan gorliwych i mściwych rajców nie powiódł się jednak.
Czy rozsierdzony narzuconą wysokością podatku Asmann zamierzał - nielegalnie polując - niejako odzyskać w naturze część haraczu, wypłacanego urzędnikom zgorzeleckim, czy też zmusiła go do tego bieda – nie wiadomo. A może kowal tylko uwielbiał polowania - i nie mógł tego czynić legalnie...
Dzisiaj już nie poznamy, jak dokładnie wyglądała cała ta sprawa, ale o jej pozytywnym dla mistrza młota i kowadła zakończeniu świadczy fakt, że w roku 1519 sprzedał swój warsztat niejakiemu Janowi Herrichowi – po czym sam wyjechał na zawsze...